Trzecia recenzja




   Dwie pierwsze recenzje zagrzewają. Jak będzie z trzecią? Byłam szalenie ciekawa, bo stworzyła ją osoba, która moją twórczość zna od bardzo dawna.
Zapraszam.




Tu nic nie mogło się wydarzyć przez przypadek!


     Nie wiem co to jest... Może recenzja, a może zwyczajny opis z mojego punktu widzenia, albo po prostu esej...
     Rozpoczął się kwiecień. Dla jednych jest to czas ostatecznego przygotowania się do matur, dla innych czas wypatrywania pierwszych objawów wiosny (która mogłaby już zagościć), a dla mnie teraz powinna się liczyć głównie praca licencjacka. Jednakże temat cukrzycy jakoś mnie nie wciągnął, tym bardziej, że obok książek na jej temat, stoi książka, na którą czekałam od dawien dawna, która zachęcająco pachnie nowością, i której nie sposób od tak olać, zapewniając, że sięgnę po nią w wakacje. To silniejsze ode mnie, tak więc święta spędziłam przy książce „Oko Kanaloa”. Twórczość autorki śledzę od dawna - praktycznie od sześciu lat, więc jej powieść w papierowej wersji jest dla mnie nie lada skarbem. Trzymam go wśród moich ulubionych książek.
     Po przeczytaniu opisu na okładce, miałam wrażenie, że spotkam w tej książce kolejne schematy, które już się powtarzają w literaturze o podobnej tematyce. Jednak gdy się zagłębiłam w całą akcję i losy bohaterów, moje zniechęcenie przeistoczyło się w zaintrygowanie, potem zafascynowanie i wreszcie w ogromny niedosyt, któremu towarzyszy wiele pytań. Mam nadzieję, że druga część je rozwieje.
     Główną bohaterką jest Sheyla Carter - swoją drogą, ciekawe imię. W ogóle w tej książce rzadko zdarzają się pospolite imiona. Preston, Blake, Cassie... Ale wracając do głównej bohaterki - z pozoru normalna, wręcz przeciętna dziewczyna, niczym się niewyróżniająca. Nie jest jakąś ciapą niczym Bella Swan, ale też nie jest jakoś przebojowa, w porównaniu do swojej przyjaciółki. Jednakże sytuacja, w którą niespodziewanie wdeptuje, zmusza ją do „odrobiny” szaleństwa i odnalezienia w sobie silnych cech charakteru, o których nawet siebie nie podejrzewała. To wszystko przez niejakiego Blake'a, który zawładnął sercami tamtejszych studentek. Jednak Sheyla po raz kolejny udowadnia, że nie jest schematyczną bohaterką i nie zapała szybko głębszymi uczuciami do mrocznego kolegi. Wręcz przeciwnie, ich wymiana zdań jest pełna ironii, wredności i pikantnych tekścików, które skrupulatnie sobie zaznaczam w tekście, by mieć jakieś cięte riposty w zapasie ;)
     Rodzice i wychowawcy powinni być zachwyceni, ponieważ główna bohaterka, poprzez swoje doświadczenie opisane w książce, ostrzega czytelników przed korzystaniem z używek, które mogą odebrać część wolnej woli i postawić w kompromitującej i nieciekawej sytuacji.
     Reszta bohaterów też mnie zaciekawiła. Taka Cassie... niby słodka idiotka, lepiąca się do każdego lepszego faceta - ale to tylko pozory! Jest lojalna, silna i zna sztuki walki, którymi posługuje się by chronić swoich najlepszych przyjaciół. Jej postawa może stanowić wzór dla nas, jako przyjaciół. Główny wątek, czyli zdobycie substancji z Czarnego Księżyca przez rywalizujące ze sobą bractwa dodaje książce otoczkę tajemniczości i obiecuje przygodę, w którą warto się zagłębić.
     Martwi mnie tylko wiek tego najgłówniejszego bohatera - Chrisa... Niby przeżywa z nami wszystkie wydarzenia i w ogóle, ale niektóre sceny są tak jakby nie dla oczu dziesięciolatka. Osoby, które już przeczytały, wiedzą o co chodzi. Mnie osobiście to troszeczkę zniesmaczyło. Ale to pikuś w porównaniu z całością.
     Okładka również przypadła mi do gustu. Bardzo ładnie komponuje się na mojej półce. Tylko ojciec trochę marudził, że ten symbol kojarzy mu się z jakąś sektą i parę razy pytał mnie, czy wszystko ze mną w porządku. Po wielu zapewnieniach i przewertowaniu książki, dał sobie spokój... ;)
     Strasznie mnie teraz nurtują pytania o ciąg dalszy... Począwszy od internetowego kolegi Sheyli - Azraela, a skończywszy na skaleczonej ręce akurat przez to naczynie, w którym była magiczna ciecz... Jakie to będzie nieść konsekwencje w następnych częściach? Przecież tutaj nic nie mogło wydarzyć się przez przypadek! Za łatwo by się to skończyło, a pójście na łatwiznę nie pasuje do naszej drogiej Sir Angel!
     Nie przedłużając, chciałabym gorąco zachęcić do sięgnięcia po „Oko Kanaloa”. Fanom przygód, w które zamieszane są wątki fantastyki, romantyzmu i komedii, powinna się spodobać ta pozycja i jej kontynuacje, na które czekam z ogromną niecierpliwością. 
Alicja S. 


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 
Pragnę też z radością poinformować, że do tej pory ukazały się dwa wywiady ze mną:

Categories:

5 Responses so far.

  1. Anonimowy says:

    Zastanawia mnie tylko, dlaczego w większości pytań z wywiadów kopiujesz i wklejasz te same odpowiedzi. Czytam je i czuję, jakby to były przekopiowane odpowiedzi z pytań z zakładki twojego bloga...

  2. Unknown says:

    No bo pytania są identyczne, to po co mówić coś innego skoro napisało się na blogu? :) To tak ode mnie, nie wiem jak uważa Sir B. Angel

  3. Ciężko odpowiadać różnie na te same pytania.
    Inna sprawa - wiesz, jak nudno odpowiada się po pięć razy na to samo? ;)

  4. Anonimowy says:

    Może trochę kreatywności? Bo przecież jak będzie miała prawdziwy wywiad i spytają ją na żywo, to co, będzie sama siebie cytować? Albo recytować z pamięci? Rozumiem, że sens jest ten sam ale chodzi mi o to, że tu wyraźnie widać kopiuj-klej jak gdyby autorce nie chciało się napisać normalnej odpowiedzi i zrobiła to, żeby po prostu odwalić robotę.

  5. Jeśli chcesz przeprowadzić ze mną wywiad na żywo, to możesz mieć pewność, że nie zacytuję tego, co już napisałam. Sens pozostanie ten sam, ale słowa będą inne. Zawsze improwizuję. Po prostu w wypadku tych dwóch wywiadów pytania nałożyły się z tymi, które są na stronie i aż żal było marnować czas na produkowanie trzech odpowiedzi na to samo pytanie :)

Leave a Reply